Na samym początku przepraszam, że nie opisałam reszty przedmiotów, co obiecałam w poprzednim poście. Chcecie, żebym wróciła do tego tematu?
Pamiętałam dłuższy czas, a później mi to umknęło i tak trwałam w zapomnieniu do dzisiaj. Ups.
Dzisiaj wpis mocno ogólny.
Powoli zaczynam czuć sesję letnią.
Czeka mnie egzamin z histologii (praktyczny i teoretyczny), z anatomii (szpilki i teoria) i z biofizyki. Najbardziej chyba obawiam się anatomii.. Mam plan w majówkę coś sobie zacząć powtarzać, ale znając mnie nie zrobie w tym temacie nic. W czerwcu zorientuję się w jak czarnej D jestem i zacznę pospieszne przygotowania. Miejmy nadzieję, że dam radę jak dotychczas. :)
Obecnie mamy przerwę świąteczną, później kilka dni zajęć i majówka. Piękna perspektywa. Ale maj + połowa czerwca nie będzie już przyjemna. Boję się tego okresu... Z jednej strony nie mogę doczekać się praktyk i chcę mieć sesję za sobą jakkolwiek by mi nie poszło, a z drugiej nie czuje się jeszcze na tę sesję gotowa. Kto zgadnie na jaki oddział idę na praktyki? :)
Na moim instagramie pojawił się już jeden wpis z serii #gdziestudiowac i planuję kolejne. Kto nie widział, niech nadrabia bo piszę o moim uniwersytecie. Kto się wybiera na lekarski na SUM WLK? Kogo spotkam na korytarzu już w październiku? Za wszystkim maturzystów trzymam mocno kciuki! Pamiętam jak rok temu się stresowałam..Z jednej strony wiedziałam że pracowałam na wynik długi czas i próbne arkusze dobrze mi idą, ale z drugiej strony bałam się czym mnie CKE tym razem zaskoczy i czy nie zje mnie stres. Swoją drogą - matura była jakoś na g9.00 i miałam wstać około 6.00 żeby się porządnie wyszykować, rozbudzić, napić kawki, zjeść śniadanie i dojechać 20minut do szkoły.. a o 8.20 obudził mnie mąż z pytaniem: TY NIE WSTAŁAŚ?????
Ale dostałam kopa, zaspałam. Ledwo zdążyłam. Myjąc zęby się malowałam, a ubierając się czesałam włosy. Kawę wzięłam w kubek termiczny i kilka łyków wypiłam w samochodzie.. Polecam: nastawcie kilka budzików. Albo jeden dajcie gdzieś na szafkę daleko od łóżka żeby trzeba było wstać go wyłączyć. Aż jestem w szoku, ze po takim poranku i bez porządnej kawy dałam radę wycisnąć 93%. Ale jest to też dla mnie lekcja: nie wszystko zawsze będzie takie jak sobie zaplanowaliśmy. Pojawią się nieprzewidziane zdarzenia i trzeba będzie sobie z tym poradzić. Najważniejsze to się nie poddawać i cisnąć na 100%! Przed Wami ostatnie dni. Zróbcie jakieś najtrudniejsze arkusze, a później odpocznijcie.
Powodzenia na maturce!
zona24namedycyne
Nie ma rzeczy niemożliwych!
piątek, 19 kwietnia 2019
piątek, 1 lutego 2019
Podsumowanie I semestru
Jako że przede mną jeszcze "tylko" sesja, a cykl 15-tygodniowych zajęć już za mną - postanowiłam, że napiszę ten post. (Oby za jednym razem :D )
Czy post to tylko wymówka, żeby nie uczyć się na zaliczenie ze zdrowia publicznego, które mam w środę? Yyyyy, nie nie, wcale.
Poniżej, postaram się przedstawić przedmioty, z którymi miałam przyjemność się zmierzyć w I semestrze.
ANATOMIA
Na ten przedmiot składają się wykłady, ćwiczenia oraz seminaria.
Wykłady - o nich ciężko mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ byłam tylko na jednym - pierwszym, który był obowiązkowy..
Ćwiczenia - lepsza strony mocy. Ogólnie mówiąc odbywają się zawsze w tej samej sali - nazwijmy ją - prosektoryjnej, choć do prosektorium jej daleko. To po protu taka zwykła sala ćwiczeń ale z odpowiednim pokryciem podłogi i ścian (żeby dało się zachować czystość) oraz kranami i umywalkami. Tak myślę, czy zacząć teraz opisywać moje 1. ćwiczenia, 1. kontakt z preparatami, jak wyglądają szpilki... Ale wtedy ten wpis skończył by się na anatomii, a przed nami jeszcze inne przedmioty. Dobra, anatomii poświęcę osoby specjalny wpis.
Seminaria - na tej samej sali ćwiczeniowej, ale mamy zadanie przygotować prezentacje na zadany temat i je przedstawić.
Zaliczenie praktyczne przedmiotu - co jakiś czas mamy powszechnie znane SZPILKI. Jak wyglądają i jak mi szło - opowiem w specjalnym poście o ćwiczeniach z anatomii.
Zaliczenie teoretyczne z przedmiotu - jest to test wielokrotnego wyboru. Niestety, są punkty ujemne za zaznaczenie błędnej odpowiedzi i żeby zdać trzeba się porządnie nauczyć (nooo nawet zajrzeć do Bochenka) albo mieć super farta :) Ja chyba jestem pośrodku bo mam wszystko zaliczone w miarę bezboleśnie.
Biologia molekularna.
Wykłady, ćwiczenia.
Wykłady - na wykładach przedstawiane są zagadnienia z - jak dla mnie - poziomu eksperckiego biologii molekularnej i szczerze mówiąc mało z nich rozumiałam. Starałam się notować i wracać do notatek w domu. Ale może temat wykładów pozostawię w spokoju.
Ćwiczenia - odbywały się albo w sali laboratoryjnej (nadużycie, ale są tam mikroskopy) albo w centrum symulacji medycznej na komputerach. Na każde ćwiczenia należało przyjść przygotowanym z tego co na nich będzie, ponieważ rozpoczynały się wejściówką na ocenę. Jeśli ktoś dostał 2 - musiał to poprawić czyli w rezultacie nauczyć się na następne zadania z tego co zaległe + z tego co nowe. Raz miałam okazję pisać poprawkę i podziękuję.
Dwa razy w ciągu semestru odbyło się kolokwium zbiorcze. Jest to test na komputerze i odrazu wyświetla się wynik. Niestety przed I kolokwium bardzo źle się czułam i nie mogłam się na nim skupić, w związku z czym brakło mi kilku % i musiałam je poprawić. Poprawa odbyła się po tygodniu o godzinie 7 rano (halo, dojeżdżam ponad godzinę) a a miejscu trzeba było stawić się już o 6.30... Nigdy nie zapomnę wstawania o 4. Poprawa polegała na odpowiedzi na 7 otwartych pytań - po jednym z każdego tematu ćwiczeniowego. By zdać, należało odpowiedzieć na KAŻDE pytanie. Nie było źle, zaliczyłam - ale ile stresu przeżyłam to wiedzą tylko osoby które też poprawiały kolokwia z biologii molekularnej. Drugie kolokwium poszło mi znacznie lepiej i zdałam je w 1. terminie :) Przede mną mam nadzieję, że jeszcze tylko jedno spotkanie z tym przedmiotem - egzamin. Potrzebuje kciuków!
Pierwsza pomoc medyczna
Wykłady i ćwiczenia.
Przejdę odrazu do ćwiczeń. Odbywały się w centrum symulacji medycznej. Uczyliśmy się prawidłowego wykonania resuscytacji krążeniowo-oddechowej na fantomach. Miały system który pokazywał nam czy prawidłowo uciskamy i robimy odpowiednie oddechy ratunkowe. Uczyliśmy się udrażniać drogi oddechowe oraz określać rytm serca i decydować czy to rytm do defibrylacji czy nie, a jeśli tak - to mieliśmy ją wykonać. Na zaliczeniu praktycznym było 5 stacji.
1. Wykonanie oddechów ratunkowych za pomocą maski twarzowej połączonej z workiem samorozprężalnym (najpierw trzeba było samemu ją zmontować spośród mnóstwa rzeczy na stole które były w totalnym nieładzie + dobrać rozmiar i zastosować filtry, zamontować tlen itp). Należało wykonać te oddechy na osobie dorosłej i dziecku - czyli dobrać inny rozmiar maski. Na zadanie była minuta łącznie z montażem sprzętu i wykonaniem 5 oddechów na dorosłej osobie i 5 na dziecku.
2. Ocena rytmu serca na monitorze i decyzja czy rytm jest do defibrylacji. Był do defibrylacji i należało ją poprawnie wykonać łącznie z ładowaniem łyżek, informacji 'defibrylacja, odsunac sie' i tak dalej. Również minuta na zadanie.
3. Ocena rytmu serca i decyzja czy jest do defibrylacji. Nie był, ponieważ była to asystolia. Wówczas należało wykonać protokół jej potwierdzenia. Rownież minuta.
4. Udrażnianie dróg oddechowych dziecka i osoby dorosłej.
5. Cala akcja resuscytacji krążeniowo oddechowej, łącznie ze znalezieniem kogoś do pomocy, prośbą o telefon po pomoc i tak dalej. Warunkiem zaliczenia było rownież nieprzerwane uciskanie klatki piersiowej na odpowiednia głebokość i w odpowiednim tempie przez 2 minuty. Wydaje się mało ale jest to dość wyczerpujące, szczególnie dla kobiety.
Zaliczenie teoretyczne - test. A w nim dawki leków, sytuacje nietypowe i w sumie cały dokument na temat resuscytacji krążeniowo oddechowej dostepny tu: http://www.prc.krakow.pl/wytyczne.html
Na dziś tyle, bo wzywa mnie nauka.
W następnym poście albo rozwinięcie tematu anatomii albo kolejne przedmioty (histologia, zdrowie publiczne, socjologia, informatyka, biofizyka, język angielski). Co wolicie?
Mam nadzieję, że ten wpis Was zainteresował!
zona24namedycyne
Czy post to tylko wymówka, żeby nie uczyć się na zaliczenie ze zdrowia publicznego, które mam w środę? Yyyyy, nie nie, wcale.
Poniżej, postaram się przedstawić przedmioty, z którymi miałam przyjemność się zmierzyć w I semestrze.
ANATOMIA
Na ten przedmiot składają się wykłady, ćwiczenia oraz seminaria.
Wykłady - o nich ciężko mi cokolwiek powiedzieć, ponieważ byłam tylko na jednym - pierwszym, który był obowiązkowy..
Ćwiczenia - lepsza strony mocy. Ogólnie mówiąc odbywają się zawsze w tej samej sali - nazwijmy ją - prosektoryjnej, choć do prosektorium jej daleko. To po protu taka zwykła sala ćwiczeń ale z odpowiednim pokryciem podłogi i ścian (żeby dało się zachować czystość) oraz kranami i umywalkami. Tak myślę, czy zacząć teraz opisywać moje 1. ćwiczenia, 1. kontakt z preparatami, jak wyglądają szpilki... Ale wtedy ten wpis skończył by się na anatomii, a przed nami jeszcze inne przedmioty. Dobra, anatomii poświęcę osoby specjalny wpis.
Seminaria - na tej samej sali ćwiczeniowej, ale mamy zadanie przygotować prezentacje na zadany temat i je przedstawić.
Zaliczenie praktyczne przedmiotu - co jakiś czas mamy powszechnie znane SZPILKI. Jak wyglądają i jak mi szło - opowiem w specjalnym poście o ćwiczeniach z anatomii.
Zaliczenie teoretyczne z przedmiotu - jest to test wielokrotnego wyboru. Niestety, są punkty ujemne za zaznaczenie błędnej odpowiedzi i żeby zdać trzeba się porządnie nauczyć (nooo nawet zajrzeć do Bochenka) albo mieć super farta :) Ja chyba jestem pośrodku bo mam wszystko zaliczone w miarę bezboleśnie.
Biologia molekularna.
Wykłady, ćwiczenia.
Wykłady - na wykładach przedstawiane są zagadnienia z - jak dla mnie - poziomu eksperckiego biologii molekularnej i szczerze mówiąc mało z nich rozumiałam. Starałam się notować i wracać do notatek w domu. Ale może temat wykładów pozostawię w spokoju.
Ćwiczenia - odbywały się albo w sali laboratoryjnej (nadużycie, ale są tam mikroskopy) albo w centrum symulacji medycznej na komputerach. Na każde ćwiczenia należało przyjść przygotowanym z tego co na nich będzie, ponieważ rozpoczynały się wejściówką na ocenę. Jeśli ktoś dostał 2 - musiał to poprawić czyli w rezultacie nauczyć się na następne zadania z tego co zaległe + z tego co nowe. Raz miałam okazję pisać poprawkę i podziękuję.
Dwa razy w ciągu semestru odbyło się kolokwium zbiorcze. Jest to test na komputerze i odrazu wyświetla się wynik. Niestety przed I kolokwium bardzo źle się czułam i nie mogłam się na nim skupić, w związku z czym brakło mi kilku % i musiałam je poprawić. Poprawa odbyła się po tygodniu o godzinie 7 rano (halo, dojeżdżam ponad godzinę) a a miejscu trzeba było stawić się już o 6.30... Nigdy nie zapomnę wstawania o 4. Poprawa polegała na odpowiedzi na 7 otwartych pytań - po jednym z każdego tematu ćwiczeniowego. By zdać, należało odpowiedzieć na KAŻDE pytanie. Nie było źle, zaliczyłam - ale ile stresu przeżyłam to wiedzą tylko osoby które też poprawiały kolokwia z biologii molekularnej. Drugie kolokwium poszło mi znacznie lepiej i zdałam je w 1. terminie :) Przede mną mam nadzieję, że jeszcze tylko jedno spotkanie z tym przedmiotem - egzamin. Potrzebuje kciuków!
Pierwsza pomoc medyczna
Wykłady i ćwiczenia.
Przejdę odrazu do ćwiczeń. Odbywały się w centrum symulacji medycznej. Uczyliśmy się prawidłowego wykonania resuscytacji krążeniowo-oddechowej na fantomach. Miały system który pokazywał nam czy prawidłowo uciskamy i robimy odpowiednie oddechy ratunkowe. Uczyliśmy się udrażniać drogi oddechowe oraz określać rytm serca i decydować czy to rytm do defibrylacji czy nie, a jeśli tak - to mieliśmy ją wykonać. Na zaliczeniu praktycznym było 5 stacji.
1. Wykonanie oddechów ratunkowych za pomocą maski twarzowej połączonej z workiem samorozprężalnym (najpierw trzeba było samemu ją zmontować spośród mnóstwa rzeczy na stole które były w totalnym nieładzie + dobrać rozmiar i zastosować filtry, zamontować tlen itp). Należało wykonać te oddechy na osobie dorosłej i dziecku - czyli dobrać inny rozmiar maski. Na zadanie była minuta łącznie z montażem sprzętu i wykonaniem 5 oddechów na dorosłej osobie i 5 na dziecku.
2. Ocena rytmu serca na monitorze i decyzja czy rytm jest do defibrylacji. Był do defibrylacji i należało ją poprawnie wykonać łącznie z ładowaniem łyżek, informacji 'defibrylacja, odsunac sie' i tak dalej. Również minuta na zadanie.
3. Ocena rytmu serca i decyzja czy jest do defibrylacji. Nie był, ponieważ była to asystolia. Wówczas należało wykonać protokół jej potwierdzenia. Rownież minuta.
4. Udrażnianie dróg oddechowych dziecka i osoby dorosłej.
5. Cala akcja resuscytacji krążeniowo oddechowej, łącznie ze znalezieniem kogoś do pomocy, prośbą o telefon po pomoc i tak dalej. Warunkiem zaliczenia było rownież nieprzerwane uciskanie klatki piersiowej na odpowiednia głebokość i w odpowiednim tempie przez 2 minuty. Wydaje się mało ale jest to dość wyczerpujące, szczególnie dla kobiety.
Zaliczenie teoretyczne - test. A w nim dawki leków, sytuacje nietypowe i w sumie cały dokument na temat resuscytacji krążeniowo oddechowej dostepny tu: http://www.prc.krakow.pl/wytyczne.html
Na dziś tyle, bo wzywa mnie nauka.
W następnym poście albo rozwinięcie tematu anatomii albo kolejne przedmioty (histologia, zdrowie publiczne, socjologia, informatyka, biofizyka, język angielski). Co wolicie?
Mam nadzieję, że ten wpis Was zainteresował!
zona24namedycyne
niedziela, 27 stycznia 2019
Ile nocy nieprzespanych....
Odpowiadając jednym słowem: ZERO. :)
Czy na studiach lekarskich jest ciężko?
Moim zdaniem odpowiedź zależy od człowieka - od jego podejścia do studiów, od jego charakteru i umiejętności radzenia sobie ze stresem, presją. Jako, że miałam w życiu kilka trudniejszych momentów - dla mnie trudności na uczelni nie stanowią KOŃCA ŚWIATA. Oczywiście, że są jakieś krzywe akcje, gównoburze (halo, halo! czy jesteśmy już sławni?) ale nie robią na mnie wrażenia. Robię swoje. Znam osoby, które płaczą przez studia, nie śpią, poświęcają swoje całe życie na naukę. Ja do nich (na szczęście) nie należę i powiem Ci - czytelniku - że te studia wcale jakoś szczególnie ciężkie nie są. Oczywiste jest to, że uczyć się trzeba - i to baaaardzo dużo. Ale nie sądzę, by ktoś kto jest wytrwały i przejawia chęci do nauki nie był w stanie tego przejść. Dużo się uczę, ale mam też życie poza uczelnią. Oby tak pozostało przez kolejne semestry. Pamiętajcie, że oceniam tylko ten I.
Czy jest wyścig szczurów?
Oficjalnie - ależ oczywiście, że nie!
Nieoficjalnie - jest. Niestety.
Czy da się z kimś prawdziwie zakolegować/zaprzyjaźnić?
O przyjaźni nie może być mowy po pół roku, ale uważam że jest najbardziej tak i dziękuję tym kilku osobom za to że zawsze SĄ i wesprą dobrym słowem <3
Czy da się pogodzić studia lekarskie z życiem rodzinnym?
Tak. Biorąc pod uwagę, że na dojazdy i powroty z uczelni poświęcam dziennie 2,5-3 godzin, a mimo to mam czas by posiedzieć z mężem, wyjść do kina czy na imprezę a do tego ogarniać codziennie 4 zwierząt tooo - tak :)
Dziś tyle! W komentarz możecie zadawać kolejne pytania, na które postaram się odpowiedzieć niebawem.
zona24namedycyne
Czy na studiach lekarskich jest ciężko?
Moim zdaniem odpowiedź zależy od człowieka - od jego podejścia do studiów, od jego charakteru i umiejętności radzenia sobie ze stresem, presją. Jako, że miałam w życiu kilka trudniejszych momentów - dla mnie trudności na uczelni nie stanowią KOŃCA ŚWIATA. Oczywiście, że są jakieś krzywe akcje, gównoburze (halo, halo! czy jesteśmy już sławni?) ale nie robią na mnie wrażenia. Robię swoje. Znam osoby, które płaczą przez studia, nie śpią, poświęcają swoje całe życie na naukę. Ja do nich (na szczęście) nie należę i powiem Ci - czytelniku - że te studia wcale jakoś szczególnie ciężkie nie są. Oczywiste jest to, że uczyć się trzeba - i to baaaardzo dużo. Ale nie sądzę, by ktoś kto jest wytrwały i przejawia chęci do nauki nie był w stanie tego przejść. Dużo się uczę, ale mam też życie poza uczelnią. Oby tak pozostało przez kolejne semestry. Pamiętajcie, że oceniam tylko ten I.
Czy jest wyścig szczurów?
Oficjalnie - ależ oczywiście, że nie!
Nieoficjalnie - jest. Niestety.
Czy da się z kimś prawdziwie zakolegować/zaprzyjaźnić?
O przyjaźni nie może być mowy po pół roku, ale uważam że jest najbardziej tak i dziękuję tym kilku osobom za to że zawsze SĄ i wesprą dobrym słowem <3
Czy da się pogodzić studia lekarskie z życiem rodzinnym?
Tak. Biorąc pod uwagę, że na dojazdy i powroty z uczelni poświęcam dziennie 2,5-3 godzin, a mimo to mam czas by posiedzieć z mężem, wyjść do kina czy na imprezę a do tego ogarniać codziennie 4 zwierząt tooo - tak :)
Dziś tyle! W komentarz możecie zadawać kolejne pytania, na które postaram się odpowiedzieć niebawem.
zona24namedycyne
sobota, 29 września 2018
Immatrykulacja - czyli pierwszy dzień na uczelni
Witajcie!
Kochani, za mną uroczysta immatrykulacja.
Nie była obowiązkowa, ale zachęciła mnie jedna rzecz - po jej zakończeniu starsze roczniki oprowadzały nas po uczelni. I tak nic z tego nie wiem, ale zawsze coś ;)
Podczas uroczystości kierownicy katedr opowiadali krótko o tym co nas czeka na poszczególnych przedmiotach. Trochę postraszyli, trochę uspokoili.
W ten sam dzień na drzwiach dziekanatu wywieszono podział roku na grupy.
Jestem z ludźmi, z którymi chciałam <3 Złożyliśmy podanie o umieszczenie w jednej grupie i się udało. Przede wszystkim, jestem w jednej grupie z dziewczyną którą poznałam jeszcze podczas rekrutacji. Bardzo się cieszę, bo mamy wiele wspólnego. :)
Po immatrykulacji odbyło się - już obowiązkowe - szkolenie BHP.
I to nie byle jakie! Prowadzący prowadzili je dobre 2 godziny, odwiedził nas pan strażak.
Poznałam również mój plan zajęć.
Mogło być gorzej :)
Jest parę długich okienek, ale zawsze można podczas nich coś powtórzyć, albo iść ze znajomymi coś zjeść, napić się kawy.
W poniedziałek pierwsza anatomia, biologia molekularna i angielski.
Trzymajcie kciuki i czekajcie na wpis o wrażeniach po 1 zajęciach :)
zona24namedycyne
Kochani, za mną uroczysta immatrykulacja.
Nie była obowiązkowa, ale zachęciła mnie jedna rzecz - po jej zakończeniu starsze roczniki oprowadzały nas po uczelni. I tak nic z tego nie wiem, ale zawsze coś ;)
Podczas uroczystości kierownicy katedr opowiadali krótko o tym co nas czeka na poszczególnych przedmiotach. Trochę postraszyli, trochę uspokoili.
W ten sam dzień na drzwiach dziekanatu wywieszono podział roku na grupy.
Jestem z ludźmi, z którymi chciałam <3 Złożyliśmy podanie o umieszczenie w jednej grupie i się udało. Przede wszystkim, jestem w jednej grupie z dziewczyną którą poznałam jeszcze podczas rekrutacji. Bardzo się cieszę, bo mamy wiele wspólnego. :)
Po immatrykulacji odbyło się - już obowiązkowe - szkolenie BHP.
I to nie byle jakie! Prowadzący prowadzili je dobre 2 godziny, odwiedził nas pan strażak.
Poznałam również mój plan zajęć.
Mogło być gorzej :)
Jest parę długich okienek, ale zawsze można podczas nich coś powtórzyć, albo iść ze znajomymi coś zjeść, napić się kawy.
W poniedziałek pierwsza anatomia, biologia molekularna i angielski.
Trzymajcie kciuki i czekajcie na wpis o wrażeniach po 1 zajęciach :)
zona24namedycyne
czwartek, 30 sierpnia 2018
Idę na medycynę, coooooo?
Kiedy odebrałam wyniki matur, to piszczałam. Ze szczęścia. Aż przed szkołę wybiegła dyrektorka, bo się wystraszyła że coś się stało.
A teraz.. Im bliżej 1 października, tym bardziej się.. boję!
Boję się jakich ludzi spotkam, jakich będę miała prowadzących... Boję się dojazdów i ogromu nauki.
Jednocześnie jestem bardzo podekscytowana.
Mam już kupione książki, które są absolutnym minimum, a resztę będę chciała wypożyczyć w bibliotece.
Teraz kompletuję pomalutku zeszyty, karteczki indeksujące i inne duperelki które uwielbiam. Część kupiłam w niezawodnej Biedronce :)
Mam już miejsce do nauki w domu <3 Jest totalnie w moim stylu. Minimalistyczne i jasne.
Akurat jesteśmy po przeprowadzce, więc mogłam aranżować ten pokój według własnych upodobań.
Pozostało mi skompletować jeszcze kilka zeszytów, kupić buty zmienne do prosektorium i zdaje się że jestem gotowa na zmagania z I rokiem medycyny.
Marzenia się spełniają <3
A teraz.. Im bliżej 1 października, tym bardziej się.. boję!
Boję się jakich ludzi spotkam, jakich będę miała prowadzących... Boję się dojazdów i ogromu nauki.
Jednocześnie jestem bardzo podekscytowana.
Mam już kupione książki, które są absolutnym minimum, a resztę będę chciała wypożyczyć w bibliotece.
Teraz kompletuję pomalutku zeszyty, karteczki indeksujące i inne duperelki które uwielbiam. Część kupiłam w niezawodnej Biedronce :)
Mam już miejsce do nauki w domu <3 Jest totalnie w moim stylu. Minimalistyczne i jasne.
Akurat jesteśmy po przeprowadzce, więc mogłam aranżować ten pokój według własnych upodobań.
Pozostało mi skompletować jeszcze kilka zeszytów, kupić buty zmienne do prosektorium i zdaje się że jestem gotowa na zmagania z I rokiem medycyny.
Marzenia się spełniają <3
wtorek, 10 lipca 2018
Przygotowania do matury: biologia, starcie tytanów
Witajcie,
dzisiejszy wpis poświęcę moim przygotowaniom do matury z biologii,
do której podchodziłam 3 razy.
Pierwszy raz to było zaraz po ukończeniu liceum w 2012 roku i uzyskałam wynik jakoś 48%.
Wtedy to było dla mnie osiągnięcie - wiecie dlaczego z wpisu numer 2.
Nie uczyłam się wtedy szczególnie dużo, a raczej nadrabiałam zaległości.
Te 48% to był dla mnie super wynik i pokazał, że w miarę (w miarę) umiem pisać pod klucz,
bo bez wiedzy uzyskałam prawie połowę punktów.
W każdej sytuacji szukam pozytywów, więc i w tej znalazłam. :)
Matura 2016
Kiedy zdecydowałam się, że piszę matury jeszcze raz i że jednym z przedmiotów będzie biologia,
pierwsze co zrobiłam to pojechałam do mojego LO do mojej ukochanej wychowawczyni,
która uczyła właśnie biologii. Przyjęła mnie na korepetycje, na które uczęszczałam
jeden raz w tygodniu na dwie godziny.
Jak wyglądały moje przygotowania?
Nauka w domu
O ile w chemii nie jest to tak istotne - o tyle w biologii moim zdaniem baaaaardzo ważne jest czytanie teorii. Ja przede wszystkim polegałam na podręcznikach z Nowej Ery, doczytywałam z Operonu. Zdarzały się jeszcze dodatkowe książki jak vademecum Ewy Pyłki-Gutowskiej, ale było to jedynie powtórzenie tego czego nauczyłam się z podręczników.
Podręczniki są napisane w ten sposób, by nauczyć się formułować odpowiedzi pod klucz.
Trzeba dużo czytać, by używanie słów kluczy weszło nam w nawyk. Nie czytałam
opracowań, notatek zamieszczanych na grupach - bo często nie były napisane tak jak powinno się pisać na maturze. Czytajcie książki zalecane w szkole. One są pisane tak, byśmy nauczyli się pisać maturę. Oczywiście, że w podręcznikach nie ma wszystkiego. Biologia jest tak szeroka że książki musiałyby być tak grube że plecaka by zabrakło :)
Dlatego warto sobie doczytywać, ale w granicach rozsądku. Matura z biologii jest na myślenie, wyciąganie wniosków.
Skoro jest a, to jest b co razem daje ab lub c ;) To jest właśnie biologia i takiego myślenia przyczynowo-skutkowego trzeba się nauczyć.
Podsumowując, w domu przede wszystkim czytałam, nawet po kilka razy to samo. Powtarzałam, ubierałam w swoje słowa.
Korepetycje
Na zajęciach kiedy rozpoczynałam jakiś nowy dział, wychowawczyni przedstawiała mi prezentację na jego temat. Dzięki przygotowaniu w domu do danego tematu dużo z tych prezentacji wyciągałam dla siebie. Dopytywałam kiedy czegoś nie wiedziałam lub coś nie było dla mnie wystarczająco jasne. Ważne, by wybrać nauczyciela który mówiąc do nas używa słów kluczy.
Moja wychowawczyni taka była. Zarówno w LO, jak i na korepetycjach mówiła do mnie kluczem maturalnym. Czasami to było zabawne, ale dało efekt.
Po prezentacji robiłam zadania, albo byłam odpytywana. Tworzyłyśmy razem schematy, tabele, wykresy. Systematyzowałyśmy moją wiedzę. Miałam bardzo dużo sprawdzianów. Wydawało mi się, że robimy za mało zadań, ale zaufałam swojej korepetytorce. W biologii trzeba czytać, utrwalać, powtarzać...
Zbiory zadań, które robiłam na przykład jako sprawdzian to karty pracy z Nowej Ery i zbiór z kameleonem. Plus zadania z magicznej szuflady Pani od biologii :) Te zadania to perełki, do dziś nie wiem skąd. Ale nie było ich dużo. Myślę, że karty pracy i kameleon wystarczy.
A co w tym roku?
W tym roku zdecydowałam, że podejdę do matury jeszcze raz, ale tym razem bez korepetycji. Kupiłam masę zbiorów zadań, kupiłam biologię Campbella. Przygotowałam się do tego starcia.
Od stycznia/lutego robiłam swoją porcję zadań. Pomyślałam, że może robiłam ich za mało skoro nie uzyskałam 80-90%? Tym razem postawiłam nie na teorię a na zadania. I co? I nie wiem ile miałam % bo na aneksie jest sama chemia :) Więc miałam jeszcze mniej punktów. Dlatego właśnie napisałam wyżej że ważniejsza jest teoria. Zadania są ważne - tak. Ale pisania pod klucz moim zdaniem uczymy się czytając, powtarzając, słuchając kogoś kto używa słów kluczy.
Podsumowanie
Ucząc się biologii podkreślajcie słowa klucze. Czytajcie odpowiedzi do matur. Jak zrobicie arkusz, to moim zdaniem ważniejszy jest klucz. Czytajcie co nie jest uznawane, za co odejmują punkty. Podkreślajcie to sobie lub wypisujcie do zeszytu. Niech w nim będą ciągle przeze mnie wspominane słowa klucze, ale też zdania które nie są uznawane. Zróbcie sobie podział na działy. Co jest ważne w roślinach, co w zwierzętach itp.
Róbcie schematy, tabele - to pomaga wyciągać wnioski i rozwiązywać zadania, na które nie ma odpowiedzi w podręczniku, ponieważ trzeba samemu odpowiedź wywnioskować.
To tyle z moich przygotowań. Mam nadzieję, że komuś ten wpis pomoże i osiągnie sukces na maturze. Trzymam za Was kciuki. Już niedługo moje przygotowania do matury z chemii.
A jutro 1 lista przyjętych na studia. Potrzebuje Waszych kciuków! :)
zona24namedycyne <3
niedziela, 8 lipca 2018
Przygotowania do matury: rzecz najważniejsza!
Kochani, tym wpisem chcę rozpocząć cykl wpisów "Przygotowania do matury". Dziś, myślę że nie będzie długi, ale bardzo ważny i mam nadzieję, że coś z niego weźmiecie dla siebie.
Jak wiecie pisałam maturę z myślą o kierunku lekarskim dwa razy. Analizuję te dwie sytuacje i wyciągam wnioski. Jest ich wiele, dlatego powstanie kilka wpisów w tym cyklu.
Dziś powiem o czymś co jest fundamentem pracy nad maturą w ogóle.
Mowa o naszym nastawieniu.
To co mamy w głowie jest kluczowe. Albo nas motywuje gdy wierzymy w swój sukces, albo podcina skrzydła gdy myślimy że to i tak na nic... Po czasie widzę, że przygotowując się do matury w 2016 roku - z tym właśnie miałam problem. O ile w biologii czułam się pewnie (będzie wpis o przygotowaniach), o tyle z chemii wewnętrznie WIEDZIAŁAM że mi się nie uda. Umyślnie używałam wielkich liter żeby podkreślić moją głupotę... Ja rok przed, pół roku czy miesiąc WIEDZIAŁAM że i tak nic z tego. Tak właśnie się stało, bo nauka nie była efektywna, nie było jej tak wiele jak teraz, no bo po co? Skoro i tak się nie uda...
W tym roku zaś, miałam jasno postawiony CEL. Miałam go w głowie zakorzenionego i postawionego na 1 miejscu. Ten cel motywował mnie do nauki, do robienia setek zadań, do robienia 3 arkuszy dziennie kiedy "parował mi mózg". Oczywiście, że miałam chwile gorsze. Ale ten wewnętrzny CEL i WIARA W SIEBIE mówiły mi: walcz, bo wiem że dasz radę!
Kochani, nie można "szukać" motywacji o nauki na przykład na instragramie obserwując i oglądając studygramy. Te profile są pomocne, ale dla inspiracji a nie motywacji. Motywacja musi wypływać z Was, z środka. Jeśli czegoś naprawdę chcecie to aż będzie palić się do nauki. Ja wstawałam rano i już, już chciałam robić zadania. Wiedziałam po co to robię. Miałam cel, co znowu podkreślam. W tym wpisie powinnam jeszcze poruszyć kwestię wytrwałości, determinacji i pokonywania przeszkód, a także przezwyciężania własnych słabości ale kończy mi się kawa, a mąż woła na obiad. :) Będzie dalsza część.
Proszę napiszcie co myślicie na ten temat. Zgadzacie się ze mną?
zona24namedycyne <3
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)