W tym wpisie chciałabym opisać Wam mój początek. Dlaczego medycyna, jak to było, dlaczego dopiero teraz.
O zostaniu lekarzem myślałam i marzyłam już w dzieciństwie. Moje otoczenie jakoś szczególnie nie zwracało na to uwagi, traktując moje gadanie jako własnie... takie gadanie :)
W zasadzie nikt nie wziął sobie tego do serca. Jedynie jeden człowiek potrafił odnaleźć w moim 'gadaniu' sens i dostrzec prawdziwe marzenie, a później cel. Był to mój przyjaciel i najbliższa osoba jaką miałam. Był to ktoś kto zawsze mnie wspierał, dodawał otuchy i pomagał w trudnych momentach. Był to mój tata.
Wybierając liceum zdecydowałam się na profil biologiczno-chemiczny z myślą o medycynie. Pierwsza klasa to był mój okres buntu, ale taki można powiedzieć "mini". Przestałam się uczyć, przestało mi zależeć, nie uznawałam autorytetów którymi powinni być nauczyciele. Lekceważyłam wszystko. Ale mój tata zawsze był po mojej stronie. To on chodził na wywiadówki, a później ukrywał karteczkę z ocenami przed mamą :) Pierwsza klasa była dla mnie trudna ze względu na wspomniany bunt i problemy w nauce. Miałam nadzieję że w 2 klasie wezmę się za siebie i nadrobie materiał do matury, dostanę się na wymarzone studia. Wakacje rozpoczęły się wspaniale, wspólnym wyjazdem z tatą nad jezioro gdzie spędziliśmy kilka dni łowiąc wspólnie ryby, rozmawiając... Niestety, po powrocie mój tata wrócił do pracy. Był kierowcą. Wracając z trasy, już niedaleko domu miał wypadek samochodowy. Z poważnymi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie lekarze walczyli o jego życie operując go. Tata już się nie obudził. Z dnia na dzień straciłam najbliższą mojemu sercu osobę. Zbuntowałam się jeszcze bardziej.. Każdy powtarzał mi, że muszę być silna dla mamy, ma tylko mnie... Starałam się jak mogłam. Byłam silna, nie płakałam, udawałam że wszystko jest jak dawniej. Przynajmniej przy mamie... Do szkoły praktycznie przestałam chodzić. Miałam kontrakt z pedagogiem za nieobecności.. Moja ukochana wychowawczyni była rok na urlopie w trakcie 2 klasy, a w zastępstwie mięliśmy Panią z którą lekko mówiąc się nie polubiłam. A to nie pomagało. W domu - udawałam że jestem silna. A w szkole, o ile bylam w niej obecna nie odnalazłam potrzebnego wsparcia. Trzecia klasa była trochę lepsza. Zebrałam się w sobie na ile mogłam, uczyłam się nadrabiając zaległości. Wróciła moja wychowawczyni (w końcu ktoś po mojej stronie!). Niestety, na nadrabianie i myśl o udanej maturze było za późno. Napisałam biologię rozszerzoną na jakieś 50%, chemię podstawową około 40%. Był to rok 2012. Zaraz po maturze poznałam mojego - już - męża. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu. Okazał się kimś, kto pomógł mi i umożliwił powrót do normalnego życia. Był kimś kto mnie rozumiał, bo sam stracił w dzieciństwie ukochaną osobę. Był kimś przy kim nie musiałam być silna, nie musiałam udawać. To on przywrócił mi wiarę w marzenia, w to że jestem coś warta i w to, że mogę osiagnąć wszystko! Przed ślubem w 2016r. pisałam pierwszy raz poprawę matury z biologii, a z chemii pierwszy raz rozszerzenie. Rok chodziłam na korepetycje. Na lekcje z biologii uczęszczałam do mojej ukochanej wychowawczyni o której pisałam. Bardzo miło wspominam nasze lekcje, rozmowy o życiu. Ta wspaniała kobieta nawet nie wie ile jej zawdzięczam. Wyniki z matury w 2016 roku były niewystarczające. Biologię napisałam na 75% a chemię jakieś 58%. Załamałam się, kolejny raz coś się nie układało... Ale w tym samym roku brałam ślub więc skupiłam myśli na tym. Zaraz po ślubie wyprowadziłam się od mamy i rozpoczęliśmy z mężem nowe życie. Życie w którym to on jest silny, on mnie wspiera, a ja mam prawo przeżyć coś czego wcześniej nie mogłam. Przeżyłam śmierć mojego taty jakby to było wczoraj... Nie radziłam sobie ze swoimi emocjami, płakałam, krzyczałam bez powodu... Za namową męża trafiłam do psychiatry. Miałam epizod depresji i przeżywałam żałobę przewlekłą.. Walczyłam z depresją farmakologicznie, chodziłam na psychoterapię.. Udało się! Zebrałam się, jestem silniejszą osobą - ale już nie udaje. Do dziś mam miękkie serce, łatwo się wzruszam, przeżywam. Ale widzę sens życia i ciesze się z niego. Na maturę w roku 2017 nie zdecydowałam się, ze względu na wspomnianą chorobę jak i próbę zmiany celów. Odpoczęłam. Od nauki, od bycia na niby silną, od emocji, od mamy dla której musiałam udawać... I właśnie w 2017 roku zdecydowałam że walczę! Będę lekarzem! Zapisałam się na korepetycje z chemii. (swoją drogą to temat na osobny wpis) Biologii uczyłam się sama. Przez ten rok przygotowań nie pracowałam zawodowo, lecz zajmowałam się domem oraz uczyłam. Zmierzając ku końcowi, stwierdzam że była to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć, ponieważ uświadomiłam sobie, że niemożliwe nie istnieje, jestem coś warta i życie może być piękne!
W kolejnym wpisie opiszę moje korepetycje i naukę chemii.
zona24namedycyne <3
Niesamowita historia. Masz szczęście, że trafiłaś na mężczyznę na jakiego zasługujesz i który okazał Ci zrozumienie, cierpliwość. Wyniki masz super, myślę że na pewno dostaniesz się na studia. Nie przejmuj się pierwszymi listami, one zawsze mają bardzo zawyżone punktacje które szybko spadają przy kolejnych naborach. Super że piszesz otwarcie o spotkaniu z psychiatrą,to duże wsparcie dla osób które jeszcze nie przeszły tej drogi do lepszego samopoczucia i nie wierza że można z tego wyjść i uwierzyć w przyszłość. Życzę Ci dużo szczęścia i wytrwałości na studiach!
OdpowiedzUsuńDziękuje <3
UsuńKochana, łzy mi lecą jak grochy... to z takiego "zrozumienia", bo mi również zmarł Tata, a ponad trzy miesiące temu ukochana starsza siostra...wiem co to znaczy przeżywać żałobę i jakie to może być cholernie ciężkie... Jesteś Wielka! Bardzo się cieszę, że spotkałaś na swojej drodze taką osobę- męża, która daje Ci tak wielkie wsparcie. Podziwiam, że mimo tych trudności dałaś z siebie wszystko i zawalczyłaś o marzenia. Bardzo gratuluję wyników z tegorocznych matur. Wierzę, że na pewno uda Ci się dostać na ŚUM i za kilka lat będzie z Ciebie wspaniała Pani Doktor! ;) Ściskam mocno!
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńCzy uważasz, że pójście na medycynę w wieku 30-32 lat w zależności od tego kiedy uzbieram pieniądze na studia i poprawię wynik jednak matury ma sens? Czy lepiej zająć się innymi rzeczami jak np. rodziną czy (przyszłymi) dziećmi, bo na pewne sprawy będzie już wtedy za późno??
OdpowiedzUsuń